BŁĄD W FILMIE ‘Z ŻYCIA’ – ŚWIADEK ZOBACZYŁ SWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ
Osoby znajdujące się w bezpośrednim zagrożeniu życia opisują, że miały okazję w ułamku sekundy zobaczyć całe swoje życie ‘scena po scenie’. To samo opisują ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną. W czasie „filmu z życia” widzieli siebie w przeróżnych sytuacjach – to był przegląd wszystkiego, co przeżyli. Ale na pokład okrętu Nautilus trafiła historia inna niż wszystkie, kiedy w czasie „filmu z życia” zakradł się mały błąd. Nasz czytelnik zobaczył bowiem swoją przyszłość!
List przyszedł do nas tradycyjną pocztą, choć sama treść była wydrukiem komputerowym. Został natychmiast zeskanowany i trafił do naszego projektu REGUŁY GRY. Nasz czytelnik opisuje dramatyczne wydarzenie ze swojego życia, kiedy to o mały włos nie zginął na peronie kolejowego dworca. Przez lód na peronie wpadł prawie pod koła ruszającego pociągu. I właśnie wtedy zobaczył słynny film z życia. Jak opisują go ci, którzy przeżyli ten poruszający fenomen? Oto materiał z naszego archiwum.
Ale tym razem zobaczył coś więcej, niż wszystkie osoby nam znane, które już miały okazję doświadczyć tego niezwykłego fenomenu. Oprócz wydarzeń z przeszłości były tam jednak także… wydarzenia z jego przyszłości! Stało się coś, co można by nazwać „błędem Matriksa”, gdyż przyszłość z wielu powodów powinna być dla nas skryta mrokiem tajemnicy. Sprawa jest poruszana w literaturze, ale także w filmach, które mamy w naszym archiwum projektu REGUŁY GRY.
Okazało się, że błąd został skorygowany i po obudzeniu nasz czytelnik nie pamiętał już niczego, co dopiero miał przeżyć. Fascynująca, przejmująca historia. Pokazuje ona niezbicie, że przychodząc na świat nasz film z życia już istnieje, nasze przeznaczenie jest takie, że musimy pewne rzeczy przeżyć. Niby to wiemy, ale po raz kolejny natrafiliśmy na bardzo mocny dowód w historii naszego czytelnika. Oczywiście jego opowieść błyskawicznie trafiła do naszych kolegów z projektu REGUŁY GRY.
List z zachowaniem pełnej anonimowości prezentujemy poniżej.
I jeszcze jedna, przepiękna historia z naszej najnowszej poczty. Jej autorką jest Beata Dąbek – dobrze znana czytelnikom serwisu FN, która przepięknie opisała te historię. Jest tam o przeznaczeniu, ale także o trafnym odczytaniu własnych losów. W liście jest poruszona sprawa skandalicznej sprawy związanej z tym, jak jest w tej chwili w Polsce próba manipulacji sprawą ocieplania klimatu i oczywiście wyśmiania tych, którzy widzą zagrożenie. Stąd publikujemy całość listu.
From: […]
Sent: Friday, April 24, 2020 3:56 PM
To: FN
Subject: "Non omnis moriar"
Witam,
Przesyłam tekst o Zuzannie Ginczance, młodej poetce zamordowanej w wieku 27 lat w czasie wojny, która napisała ostatni swój wiersz "Non omnis moriar" cudem odnaleziony po wojnie na zmiętej kartce papieru, a który to wiersz okazał się samoproroctwem, a jednocześnie stał się podstawą oskarżenia w sądzie, ponieważ wskazał z nazwiska osobę, która doprowadziła do wydania poetki Gestapo w wyniku czego została zamordowana. Myślę, że jest to historia właśnie dla Nautilusa.
Inna sprawa, o której chciałabym wcześniej napisać, to jak zapewne wiecie, panuje susza, która już doprowadziła do ogromnego pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym (przyczynili się również do tego ludzie wypalając trawy, pomimo że od lat mówi się, aby tego nie robić). Z ogromnym bólem obserwuję tę zagładę unikatowego terenu i śmierć całej fauny i flory. Jednocześnie, nie wiem czy Pan o tym z kolei wie, kilka dni temu na rządowej platformie e podręczniki.pl został opublikowany film przygotowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej skierowany do uczniów na temat negatywnych i pozytywnych skutków ocieplenia klimatu. Jednak negatywnym skutkom ocieplenia klimatu poświęcono w tym filmie zaledwie kilkanaście sekund wymieniając jedynie huragany i podniesienie się poziomu mórz. Natomiast jeżeli chodzi o tzw. pozytywne skutki ocieplenia klimatu to uczniowie z tego filmu mogą się dowiedzieć, że wielu naukowców zauważa o wiele więcej pozytywnych następstw efektu cieplarnianego w skali domowej i globalnej.
Zatem dzięki ociepleniu zmniejszają się wydatki na ogrzewanie zimą, kolejna epoka lodowcowa nadejdzie dziesiątki lat później (chciałabym zobaczyć tego naukowca, który mówi takie bzdury), dzięki temu unikniemy głodu, upadku rolnictwa, epidemii, czy gwałtownego spadku liczby ludności (jakby nas było za mało). Następnie topniejące lodowce Grenlandii sprawiają, że do Oceanu Atlantyckiego trafia 300 tys. ton łatwo przyswajalnych związków żelaza wykorzystywanych przez wiele morskich organizmów (już widzę jak są szczęśliwe z powodu tych związków żelaza, zważywszy, że jest ich coraz mniej). Kolejne plusy to wyższa temperatura umożliwi zbieranie plonów dwa razy w roku (ciekawe skąd wezmą wodę) przez wydłużenie czasu wegetacji.
Rośliny będą bujniejsze i więcej gatunków będzie można uprawiać, dzięki zwiększonej zawartości tlenku węgla, ponieważ rośliny uwielbiają ten gaz (mam skojarzenie przewrotne z opowiadaniem Tadeusza Borowskiego "Proszę państwa do gazu", bo po takich rewelacjach tych naukowców tylko to nas czeka). No i przede wszystkim, lektor informuje uczniów, że łatwiej będzie nam dostać się do takich bogactw naturalnych jak ropa naftowa czy ruda metali ukrytych pod skorupą lodową, oraz dzięki roztopieniu części lodowców statki handlowe, będą mogły pływać krótszymi drogami.
Film na szczęście został oprotestowany i na razie zawieszony. Jednakże jest skandalem, że w dobie takich dramatycznych zmian klimatu, czego następstwem jest między innymi ta katastrofalna susza Ministerstwo karmi uczniów - młode pokolenie takimi farmazonami robiąc im wodę z mózgu, aby po takiej lekcji wynieśli przekonanie, że globalne ocieplenie to w sumie niesie więcej korzyści niż strat.
Profesor Karaczun, który jest ekspertem Koalicji Klimatycznej zauważa, że uczniowie z takiego filmu nie dowiedzą się o zamieraniu rafy koralowej, utracie różnorodności biologicznej, wzroście zachorowań na choroby wektorowe wywoływane przez patogeny. O suszy, głodzie, o śmiertelności z powodu fal upałów, o migrantach klimatycznych i konfliktach o wodę ani słowa. Chciałam się z tym z Panem podzielić, bo ręce opadają jak się widzi coś takiego, co młodzieży serwuje ten rząd. Trzeba tylko wierzyć, że ci młodzi ludzie mają swój rozum i sami widzą, jak świat zmienia się na ich oczach z powodu efektu cieplarnianego.
Artykuł: "Non omnis moriar" proroczy wiersz, który stał się aktem oskarżenia w sądzie
18.04.1944 roku Zuzanna Ginczanka mająca wówczas 27 lat młoda poetka wysłała z krakowskiego więzienia list z prośbą "o żywność, ocet sabadylowy (przeciw wszom), jabłka, pantofle na podeszwie sznurkowej nr 38". Był to ostatni znany tekst skreślony jej ręką. Została zamordowana najprawdopodobniej 05.05.1944 poprzez rozstrzelanie.
Chciałabym przybliżyć w tym tekście krótką historię życia Zuzanny Ginczanki urodzonej w 1917 roku w Równym na Wołyniu poetki żydowskiego pochodzenia. Była wychowywana głównie przez babcię. W domu mówiono po rosyjsku, ale przyszła poetka była tak zafascynowana wierszami Juliana Tuwima, że będąc pod wielkim jego wpływem postanowiła nauczyć się jak najszybciej polskiego, aby pisać samemu w tym języku. Przyniosło to bardzo szybko pozytywne efekty, ponieważ zaledwie w wieku 10 lat zadebiutowała opublikowanym wierszem "Uczta wakacyjna". Po ukończeniu gimnazjum przeniosła się do Warszawy. Nie zdążyła w pełni rozwinąć swego talentu ze względu na przedwczesną śmierć, ale właśnie dzięki niezwykłemu talentowi i egzotycznej urodzie stała się legendą przedwojennej Warszawy, w której życiu literackim i towarzyskim intensywnie uczestniczyła.
Jej wiersze były publikowane w " Wiadomościach Literackich" i "Skamandrze". W 1936 roku wydała jedyny tomik poezji " O Centaurach", a także rozpoczęła współpracę z satyrycznym tygodnikiem "Szpilki", gdzie można było dzięki ironicznemu zmysłowi czytać jej zjadliwe satyry przeciwko rozprzestrzeniającemu się wirusowi antysemityzmu i faszyzmu. Sama po rozpoczęciu studiów na Uniwersytecie Warszawskim w 1935 roku, często bała się przychodzić na zajęcia ze względu na antysemicką nagonkę.
Przyjaźń połączyła ją z uwielbianym jeszcze w dzieciństwie Julianem Tuwimem, który bardzo cenił jej poezję, a także z Witoldem Gombrowiczem, który zaszczycił ją przejściem na ty, co było z jego strony wielkim wyróżnieniem i niewiele osób doświadczyło tego zaszczytu ;)
Nazywał ją Giną. Już po wojnie przebywając w Buenos Aires w jednym z listów do przyjaciela Stanisława Piętaka, którego dopytywał o szczegóły śmierci Zuzanny, wspominał jedną z ostatnich z nią rozmów " Kiedyś na Mazowieckiej, wracając do domu z Zodiaku tłumaczyłem Ginie, że na tę zbliżającą się wojnę trzeba koniecznie zaopatrzyć się w truciznę. A ona się śmiała".
Jednak jak wskazuje jeden z jej autobiograficznych wierszy " Agonia" doskonale zdawała sobie sprawę, że śmierć stoi tuż za jej plecami pisząc "Mam w sobie śmierć nieuchronną jak igła krążąca w żyłach".
Pomimo, że była osobą pełną życia, towarzyską, wesołą, chętnie spędzającą czas z przyjaciółmi, gdzie zawsze znajdowała się w centrum uwagi, to już w jej bardzo wczesnych wierszach czuć było rodzaj mroku. W jej poezji optymizm przeplatał się z fatalizmem, a radość życia z mistycznym przeczuciem śmierci. Jako kobieta całkowicie wolna pisała zmysłowe, ale nie naiwne wiersze miłosne, często odwołujące się w młodzieńczo-buntowniczy sposób do fizjologii kobiecej. W jej twórczości mitologia przeplatała się z poetycką awangardą. Osoby, które ją znały podkreślały jej wyjątkową dojrzałość. Można tutaj przytoczyć słowa jej przyjaciółki lekarki Ludwiki Stauber z książki Jarosława Mikołajewskiego " Cień w cień. Za cieniem Zuzanny Ginczanki", która twierdziła "Była dojrzalsza od nas, miała pradawną, archaiczną duszę. Powiedziałabym - antyczną. Jakby się urodziła już z pewną wiedzą".
W najbardziej znanym liryku Zuzanny Ginczanki została przez nią przepowiedziana z rzetelnie opisanymi szczegółami jej przedwczesna śmierć. Wiersz ten stał się jej wstrząsającym testamentem, a jednocześnie jednym z najważniejszych wierszy opisujących Zagładę. Z kolei po wojnie cudem ocalony i odnaleziony na pomiętej kartce papieru był wystarczająco realistyczny, aby posłużyć jako dowód w procesie jej prześladowców, ponieważ podała w nim nazwisko kobiety, która wydała ją Gestapo. Był to najprawdopodobniej jedyny taki przypadek w historii literatury, gdzie wiersz, który przeżył poetkę odegrał tak nietypową rolę dla dzieła literackiego.
Ten niezwykle dojmujący, przepełniony goryczą wiersz sarkastycznie nawiązujący do wiersza Juliusza Słowackiego "Testament mój" jest zatytułowany zgodnie z epigrafem słów Horacego "Non omnis moriar" (" Nie wszystek umrę").
Stał się nie tylko przejmującym świadectwem cierpienia młodej poetki, ale także świadectwem cierpienia Żydów, no i tak jak już wspomniałam unikatowym przykładem samoproroctwa.
Latem 1939 roku Zuzanna wyjechała z Warszawy na wakacje, by już nigdy do stolicy nie powrócić.
Najpierw znalazła się we Lwowie, gdzie wyszła na początku 1940 roku za mąż za prawnika i krytyka sztuki Michała Weinziehera (choć miłością jej życia był grafik Janusz Woźniakowski, z którym była cały czas związana). Tam próbując przetrwać początkowo aktywnie uczestniczyła we lwowskim życiu literackim. Po przejęciu miasta przez Niemców w czerwcu 1941 roku dzięki pomocy przyjaciół ukrywała do roku 1943. Następnie przeniosła się wraz z mężem do Krakowa, gdzie przez rok nie wychodziła z domu ukrywając się przed Gestapo. Na skutek donosu została jednak aresztowana, przetrzymywana w więzieniu gdzie była torturowana. Przyznała się w końcu do tego, że jest Żydówką, a następnie najprawdopodobniej wraz ze swoją przyjaciółką jeszcze z dzieciństwa Blumą Fradis została rozstrzelana 5 maja 1944 roku w wieku zaledwie 27 lat. Zamordowany został również jej mąż Michał Weinzieher, oraz przyjaciel i partner Janusz Woźniakowski.
Powodem tego, że cały czas musiała się ukrywać była jej uderzająco piękna uroda. Była kobietą o semickich rysach, ciemnych włosach, oczach (wiele osób twierdziło, że miała dwa różne kolory oczu, jedne było wyjątkowo ciemne, a co do koloru drugiego istnieją sprzeczne relacje), oliwkowej cerze, szczupłej twarzy. To wystarczyło, że musiała się ukrywać, przed tropiącymi takie osoby jak ona szmalcownikami.
Dzięki nieprawdopodobnemu splotowi okoliczności jedyny wiersz napisany przez poetkę w tak trudnym dla niej okresie życia, który przetrwał, został przez nią zapisany na kartce papieru i odnaleziony, a następnie przekazany przyjaciółce Lusi Karwowskiej Stauber w 1945 roku, kiedy poszukując przyjaciółki poszła pod ostatni adres jej zamieszkania, a w następnej kolejności przekazany Julianowi Przybosiowi.Tak jakby będąc przerażającym symbolem Holocaustu miał spełnić jeszcze jakąś specjalną misję. I tak się stało.
Zuzanna Ginczanka w "Non omnis moriar" oddała rozpaczliwą sytuację, zdradę, tragedię, których doświadczyły tysiące takich jak ona w tym czasie zagłady, kiedy zanikały małe prywatne światy, ale także podała konkretne nazwisko kobiety, która wydała ją nazistom - Chominowa.
Dzięki uwiecznieniu tego nazwiska w swoim arcydziele, przeszło ono do dziejów literatury i stało się symbolem nikczemności, ale również jak już wspomniałam, wiersz ten z konkretnym nazwiskiem szantażystki został przedłożony jako materiał dowodowy w sądzie.
Zofia Chomin została oskarżona między innymi o wydanie Zuzanny Ginczanki i jej przyjaciółki, rówieśnicy Blumki Fradis Gestapo. W sądzie deklarowała, że nie przyznaje się do winy. 19 listopada 1948 roku została skazana wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie na cztery lata więzienia, pozbawiona praw publicznych na okres dwóch lat, oraz konfiskatę mienia w całości na rzecz Skarbu Państwa. Została obciążona również kosztami procesowymi. Jej syna Mariana Chomina uniewinniono. Sąd w uzasadnieniu stwierdził, że dozorczyni "nie żywiła jakiejś specjalnej nienawiści do Żydów". "Postępowanie oskarżonej Chominowej, zdaniem Sądu Okręgowego, należy tłumaczyć poziomem jej kultury i panującymiwówczas nastrojami...".
Non omnis moriar
Non omnis moriar - moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczer
Tobie, twoim niech służą, bo po cóżby obcym.
Bliscy moi - nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze -
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury prutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.
Łączy nas pamięć
autor: Beata Dąbek
Pięknie dziękujemy p. Beacie Dąbek za ten kolejny wspaniały tekst. Podczas spotkania w Bazie FN zespołu projektu REGUŁY GRY pojawiła się także sprawa niezwykłych ludzkich historii związanych z pandemią koronawirusa, które także dotyczą spraw związanych z przeznaczeniem i tym, że są subtelne znaki związane z datami w naszym życiu, które nie są przypadkowe. Poniżej dwie historie, które trafiły do naszego projektu.
HISTORIA PIERWSZA
Wielka Brytania. Bliźniaczki zakaziły się koronawirusem. Obie zmarły w odstępie kilku
- Zawsze mówiły, że przyszły na ten świat razem i razem z niego odejdą - wspomina Zoe Davis, siostra bliźniaczek, które zmarły na COVID-19 w Southampton. Katy i Emma miały 37 lat. Pierwsza z nich sama pracowała w służbie zdrowia.
37-letnie bliźniaczki Katy i Emma Davis zakaziły się koronawirusem i były leczone w szpitalu w Southampton. Katy, pielęgniarka opiekująca się dziećmi, zmarła na COVID-19 we wtorek. Jej siostra, która także pracowała kiedyś jako pielęgniarka, umarła w tym samym szpitalu trzy dni później - opisuje BBC.
- Były niesamowitą parą - powiedziała ich siostra Zoe. Bliźniaczki mieszkały razem, wcześniej także chorowały na te same choroby. - Zawsze mówiły, że przyszły na ten świat razem i razem z niego odejdą - wspomniała Zoe.
- Zawsze chciały tylko pomagać innym. Od małego bawiły się w lekarki i pielęgniarki - wspominała bliźniaczki ich siostra. Zaangażowanie i oddanie Katy chwalił szpital, w którym pracowała i związek zawodowy pielęgniarek i pielęgniarzy.
W sumie około 50 pielęgniarek i pielęgniarzy w Wielkiej Brytanii zmarło po zakażeniu koronwirusem.
DRUGA HISTORIA
CNN opisuje historię Philipa Kahna, 100-letniego weterana II wojny światowej z harbstwa Nassau w stanie Nowy Jork. Bohater wojenny zmarł na COVID-19, teraz jego wnuk Warren Zysman powiedział CNN, że 100 lat wcześniej z powodu grypy hiszpanki zmarł jego brat bliźniak. Philip i Samuel urodzili się 5 grudnia 1919 r., jednak przez epidemię Samuel zdołał przeżyć zaledwie kilka tygodni.
Nie ma jeszcze komentarzy do tej treści.