WE ŚNIE UJRZAŁEM MARTWYCH LUDZI LEŻĄCYCH NA ULICACH
Szanowna Redakcjo!
Zacznę od tego, że odwiedzam Waszą stronę właściwie od początku jej istnienia. Z zainteresowaniem czytam większość artykułów i "listów do redakcji". Wiele z nich potwierdza moje postrzeganie rzeczywistości i niewyjaśnionych zjawisk jakie w niej zachodzą i tylko z niektórymi, oczywiście nielicznymi, ostro bym polemizował.
Zanim przejdę do sedna sprawy, z którą chciałbym się z Wami podzielić i poprosić o jakiekolwiek wyjaśnienie tego czego doświadczyłem, wspomnę od kogo zaraziłem się zainteresowaniem astronautyką , UFO i tematami związanymi z parapsychologią, reinkarnacją czy religiami w ogóle. Tak się szczęśliwie stało, że w latach 70-tych szwagrem moim został P. Andrzej Trepka z Wisły. Pisarz, dziennikarz i popularyzator nauki. Jeśli dobrze pamiętam był też wespół ze Stanisławem Lemem i Krzysztofem Boruniem założycielem Polskiego Towarzystwa Astronautycznego. Ta trójka była również prekursorami powojennej literatury SF. Artykuły o UFO, wtedy w Polsce powszechnie używano określenia - NOL-e (Niezidentyfikowane Obiekty Latające), Andrzej zaczął pisać już w latach 50- tych. W jego prywatnym archiwum widziałem kolekcję kilkuset artykułów opisujących sprawę NOL-i . Kilkadziesiąt z nich, tych wskazanych przez autora, przeczytałem osobiście. Przez te kilkadziesiąt lat, w czasie naszych corocznych urlopowych spotkań, wiedliśmy wielogodzinne dyskusje na te tematy. Głównie dotyczące zjawisk związanych z UFO, reinkarnacją czy ingerencją "obcych" w stworzenie istoty rzeczywiście myślącej ( poprzez zmiany w kodzie genetycznym przyspieszenie ewolucji człowieka). U niego miałem też dostęp do publikacji niedostępnych u nas w Polsce a poruszających te właśnie tematy, artykułów i szerszych publikacji francuskich i niemieckich. Wielokrotnie widziałem na nocnym niebie zjawiska, które trudno zrozumieć a tym bardziej zrozumiale wytłumaczyć. O tym też dyskutowaliśmy. Wielokrotnie Andrzej namawiał mnie bym to wszystko opisał i przesłał do Was lub do innych stowarzyszeń na co dzień zajmującymi tymi zjawiskami. Zawsze odmawiałem, twierdząc, że za mało wiem i za mało doświadczyłem by się tym z innymi dzielić.
Decyzję o tym by do Was napisać i podzielić się swoim niepokojem podjąłem po kilkumiesięcznych rozważaniach, pisać - nie pisać. Ostatecznie moje wątpliwości rozwiał wnuk.
A więc do rzeczy.
Już w latach mojej młodości zacząłem doświadczać czegoś, co w żaden sposób nie potrafiłem sobie racjonalnie wyjaśnić. Byłem młody, wysportowany radośnie i pozytywnie patrzący na świat ( to mi pozostało do dzisiaj), a jednak często, nagle ni stąd ni zowąd, bez żadnej konkretnej przyczyny ogarniał mnie wielki niepokój i przekonanie, że coś się nie ciekawego wydarzy. Niekiedy aż mnie skręcało, innym razem było to odczucie zdecydowanie łagodniejsze. I rzeczywiście w tych dniach miały miejsce różne zdarzenia, złe lub dobre. Próbowałem to sobie w jakiś sposób wyjaśnić, jednak nie potrafiłem. Gdy podjąłem pracę zawodową, zauważyłem, jak moi znacznie starsi współpracownicy często narzekali, że kiepsko się czują, są jakoś tak podekscytowani, podminowani czy czy wręcz przesadnie nerwowi. Wyjaśniali to
zmianami pogody. Wówczas wytłumaczyłem sobie, że widocznie ja, młody, odczuwam każdą zmianę pogody podobnie jak oni i przestałem na to zwracać uwagę.
Wiele lat później miały miejsca wydarzenia, które kazały mi zweryfikować to moje przekonanie o wpływie pogody. Opiszę te najważniejsze. Jedno z nich wydarzyło się na początku lat 90- tych na przełomie roku. Tuż przed gwiazdką wracałem samochodem z pracy do domu i dojeżdżając do krzyżówki usłyszałem głośny huk, zgrzyt gniecionego, rozrywanego metalu i brzęk sypiącego się szkła z rozbitego okna. To wszystko działo się z mojej lewej strony. Jak to mówią młodzieżowcy- dałem ostro po hamulcach, na moje szczęście nikt za mną nie jechał i spojrzałem na lewo- nic nawet jednego samochodu, zero pojazdów.
Przez kilkanaście dni doświadczałem tego prawie codziennie. I jeszcze jedno, w tym wszystkim chyba najważniejsze - pojawiło się we mnie takie wewnętrzne przekonanie, że mnie się nic nie stanie. Nie będę nawet draśnięty. Opowiedziałem o tym najpierw rodzinie a później znajomym, jednak gdy ci ostatni zaczęli spoglądać na mnie jak na wariata, przestałem wspominać o tym komukolwiek. Jakieś trzy tygodnie później, był już styczeń, jechałem do gdańska na spotkanie z inwestorem, z którym miałem podpisać umowę produkcyjną. Zima tamtego roku nie była zimą w całym tego słowa znaczeniu. Bardziej przypominała mokrą jesień z niewielkimi nocnymi przymrozkami. Nie jechałem szybko, wyjechałem wcześniej by się nie spieszyć. Po minięciu Piły pojawiła się mżawka, niewielka ale jednak była.
Więc co kilka kilometrów lekko naciskałem na hamulec by sprawdzić jak się zachowuje auto. Czy przypadkiem nie jest ślisko. Za Lędyczkiem sprawdzałem ostatni raz , wszystko było ok. Dojechałem do miejsca gdzie droga łagodnym, lewym łukiem skręcała w kierunku niedalekiego mostu. Na liczniku miałem nieco ponad 70 km więc puściłem gaz by trochę zwolnić (przedni napęd) i się zaczęło. Rzucało mną na wszystkie strony, kilkukrotnie przedtem doświadczyłem poślizgu, jednak nigdy takiego. Nie pomagało nic.
Ani odpowiednie kręcenie kierownicą, ani dodawanie gazu. Samochód tańczył tak jak chciał. W pewnym momencie, widząc gwałtownie zbliżające się balustrady mostu, przebiegło mi przez myśl pytanie- jak ja się między nimi zmieszczę?. Moment później uderzyłem lewą stroną auta w słup balustrady. Usłyszałem huk, zgrzyt metalu i brzęk sypiących się rozbitych szyb. A później- cisza, słyszałem tylko lekki pomruk silnika. Uderzenie sprawiło, że wgniotło mnie z fotelem do środka tak, że oparłem się o fotel pasażera. Miałem totalnie rozbity cały lewy bok. Drzwi przednie, tylne, podłoga i dach. Wyszedłem z auta przez drzwi pasażera. Gdy stanąłem na asfalcie, nogi mi się rozjechały. Byłem na mokrym lodzie. Obszedłem auto dookoła i włączyłem światła awaryjne.
Stałem i patrzyłem na wrak samochodu i pomyślałem sobie- Boże, przecież ja właśnie to wszystko słyszałem. Jakieś pół godziny później zaczęły pojawiać się kolejne samochody. To byli pracownicy jadący do Człuchowa na 6-tą do pracy. Zatrzymywali się dobre sto metrów przed mostem i pieszo podbiegali poboczem do mnie. Gdy zobaczyli auto- kilku z nich z wrażenia solidnie zaklęło. Na dodatek nikt z przybyłych nie chciał mi uwierzyć, że podróżowałem sam. Szukali dodatkowych okryć, teczek, czegoś co by potwierdziło że był jeszcze ktoś inny. W głowie im się nie mieściło, że przy takim uderzeniu mnie się nic nie stało, nawet nie byłem draśnięty, tym bardziej trudno im było w to uwierzyć, ponieważ w tym samym miejscu dwa tygodnie wcześniej a dokładnie dwa dni przed gwiazdką wpadł w poślizg Niemiec jadący z żoną do krewnych na święta. On zginął, żona przeżyła. Potwierdziła to policja gdy spisywali protokół z tego zdarzenia.
Drugie wydarzenie, również niezrozumiałe dla mnie miało miejsce dwa lata później, Pewnej nocy miałem ni to sen ni to jakąś senną wizję. Tak próbuję sobie to wytłumaczyć. Śniło mi się, że z córką jedziemy do Poznania odebrać wygraną w totka. Jeszcze tego samego dnia wymogłem na niej by poszła i wypełniła kupon. Zrobiła to i już w poniedziałek jechaliśmy odebrać wygraną. Wprawdzie nie była to super wygrana jednak takiej kwoty w kolekturach już nie wypłacano. I teraz najważniejsze. Nigdy nie byłem nawet w pobliżu budynku w którym mieściła się dyrekcja totka w Poznaniu, jednak gdy stanęliśmy na parkingu i wyszedłem z auta, zdębiałem. Dokładnie ten budynek w tym otoczeniu widziałem w moim śnie. Jestem budowlańcem, więc doskonale zapamiętuje i rozpoznaje charakterystyczne budowle i ich otoczenie.
By się więcej nie rozpisywać przedstawię to co mnie najbardziej nurtuje.
Na początku tego roku, było to mniej więcej w pierwszej dekadzie stycznia, gdy jeszcze nie miałem zielonego pojęcia o koronawirusie i związanej z nim pandemii, miałem sen ( może to należy traktować jako wizję?- nie mam pojęcia). Sen który mnie przeraził i sprawił, że ten strach ciągle trwa.
Z góry widziałem nie znane mi miasto, patrzyłem na otaczające mnie ulice jakby z jakiegoś balkonu albo dachu wysokiego budynku. Widziałem mnóstwo martwych ludzi leżących na chodnikach, Ulicami przejeżdżały jakieś odkryte auta i mężczyźni zbierali leżące dookoła zwłoki i ładowali je na przyczepy. Widziałem kobiety i mężczyzn opłakujących prawdopodobnie bliskich. Jedni klęczeli inno chodzili dookoła jakby bez celu. A najgorszy był ten głośny płacz, a właściwie to nie był płacz to był gwałtowny trudny do powstrzymania szloch. On dominował nad całym tym miastem. Mimo, że był to dzień bez chmur i mgły nie widziałem słońca, Wszystko dookoła było jakby przemalowane na szaro. W tym obrazie nie było nic radosnego, dominowała rozpacz i smutek. To nie był krótki sen, wydawało mi się, że ciągnie się strasznie długo. Obudziłem się przerażony i prawdę mówiąc nie chciałem już zasnąć, bałem się, że zobaczę i przeżyję to wszystko ponownie.
I ostatnie przeżycie o który chciałbym Wam powiedzieć.
Jakieś dwa miesiące później znów doświadczyłem czegoś dziwnego. Stałem na wzgórzu ( moje miasto otaczają wzgórza- morena czołowa) i patrzyłem wydawało mi się, że na południe. Byłem sam. Dzień był zwyczajny, słoneczny. Nagle daleko na horyzoncie na wprost mnie pojawiła się potworna chmura dymu i ognia. Z każdą chwilą potężniała i przyspieszała, zauważyłem , że ogień zanika a dym staje się coraz bardziej czarny. Zbliżająca się chmura zajęła już cały horyzont na wprost mnie. Zrobiło się mroczno i niesamowicie cicho. Patrzyłem na ten przerażający twór, który zbliżał się w niesamowitym tempie i w tym momencie dotarło do mnie, że za chwilę zginę. Po prostu umrę i koniec. Wtedy w myślach wypowiedziałem prośbę (cytuję dosłownie)- niech mi wybaczą wszyscy ci którym świadomie lub nieświadomie wyrządziłem krzywdę. Gdy to wypowiedziałem chmura zatrzymała się i najpierw bardzo wolno, później niesamowicie przyspieszając cofnęła się aż do całkowitego zniknięcia.
Szanowna Redakcjo.
Gdyby ktokolwiek z Was lub z Waszych znajomych pomógł by mi wyjaśnić dlaczego miewam takie przeczucia i sny i czy są to tylko senne majaki nad którymi należałoby przejść bez głębszej analizy i zastanawiania się, będę wdzięczny.
Pozdrawiam
Proszę moje dane zachować do swojej wiadomości.
Jeszcze raz pozdrawiam i życzę wielu sukcesów w odkrywaniu tego co jeszcze nieodkryte. Powodzenia.
Poniżej znajduje się lista komentarzy.
Czw, 8 paź 2020 23:02 | brak oceny
OBSERWATOR | Gość
Dziękujemy za ocenę.