FENOMEN KONTAKTÓW ZE ŚWIATEM NIEWIDZIALNYM HELENY BŁAWATSKIEJ
Fenomen twórczości Heleny Bławatskiej zdumiewa do dziś: obszerne tomy powstawały w niezwykle krótkim czasie, zaskakując szerokim zakresem interdyscyplinarnej wiedzy i głębią przemyśleń. Tymczasem ona sama twierdziła, że jedynie kopiuje energetyczne teksty, w dodatku… odwrócone, jak w lustrzanym odbiciu. Czy ten tajemniczy zapis, istniejący w niewidocznych dla przeciętnego człowieka częstotliwościach, stanowi matrycę stron www?
Na przełomie XIX i XX wieku aktywnie działało Towarzystwo Teozoficzne, założone w 1875 roku w Nowym Jorku przez rosyjską ezoteryczkę Helenę Pietrowną Bławatską (1831-1891). Powołując się na misję powierzoną jej przez ukrytych w Himalajach mahatmów – mędrców rządzących światem, Bławatska głosiła istnienie bezosobowego Boga, wiecznych cyklów natury, reinkarnacji, karmy i możliwości uzyskiwania duchowych mocy – koncepcji wywodzących się z hinduskich i buddyjskich tradycji religijnych, dostosowanych do wrażliwości ludzi Zachodu. Jej następczyni – Annie Besant (1847-1933) powiązała te poglądy z gnostycką wizją chrześcijaństwa[1].
Bławatska miała umiejętności jasnowidzenia i kontaktowania się z innymi wymiarami. Twierdziła, że to właśnie duchowi mistrzowie z tybetańskiej Szambali podyktowali jej Izydę odsłoniętą (1877) oraz Tajemną doktrynę (1888). Według ezoterycznej tradycji Istoty te osiągnęły doskonałość w wyniku wytrwałej pracy nad sobą w trakcie wielu wcieleń, ale z miłości do ludzi pozostają na Ziemi, by im pomagać.
W pierwszej z tych książek, liczącej 1300 stron Bławatska z wielkim znawstwem analizowała ezoteryczną wiedzę, zawartą w różnych systemach religijnych. Takie dzieło wymaga długoletnich studiów religioznawczych i ogromnej wiedzy, której nie mogła posiadać. Twierdziła, że gdy potrzebowała informacji z jakiejś książki koncentrowała się, a przed jej oczyma ukazywało się astralne – dziś byśmy je nazwali wirtualnym – odbicie danej stronicy. Gdy po pewnym czasie sprawdzono poprawność cytatów, wszystko się zgadzało.
Zjawisko to wyjaśnia angielski ezoteryk Artur E. Powell: „Widzenie astralne różni się zdecydowanie od widzenia fizycznego i jest o wiele rozleglejsze. Oznacza to, że za pomocą wzroku astralnego widzi się przedmiot ze wszystkich stron równocześnie i dostrzega każdą cząstkę wewnątrz bryły, tak jakby była ona na jej powierzchni. Jednocześnie widzi się bez zniekształceń, spowodowanych perspektywą. […] patrząc na zamkniętą książkę, widzimy każdą stronę oddzielnie, a nie przez strony poprzednie czy po niej następujące”. […] Zjawisko odtworzenia odbitek można wywołać tworząc w myśli doskonałe wyobrażenie przedmiotu, który ma być skopiowany, a następnie skupiając wokół niego odpowiednią ilość materii astralnej i fizycznej. Przeprowadzenie tego działania wymaga dużej zdolności koncentracji, ponieważ cząstkę odtworzonego przedmiotu (wewnątrz niego, jak i na zewnątrz) należy trzymać równocześnie w polu uwagi”[2].
Tajemna doktryna z kolei jest komentarzem do Księgi Dzyan – ezoterycznego dzieła, ukrytego podobno w tybetańskim klasztorze. Ta dwutomowa księga, licząca ponad dwa tysiące stron, przedstawia ewolucję kosmiczną i stworzenie człowieka. Bławatska miała do niej dotrzeć w trakcie siedmioletniego pobierania nauk w Tybecie. W Tajemnej doktrynie dowodziła, że cały Kosmos jest żywą jednością a każda istota nosi iskrę Absolutu. Wszechświat ulega ciągłej ewolucji: celem człowieka jest osiągnięcie doskonałości, jaką zdobyli Mistrzowie. We wstępie Bławatska pisze: „Cel tej pracy można określić następująco: autor chce udowodnić, że Przyroda nie jest przypadkową kombinacją atomów i wskazać człowiekowi należne mu miejsce w schemacie Wszechświata. Trzeba uratować przed całkowitym wypaczeniem prastare prawdy, stanowiące fundament wszystkich religii, uchylić bodaj częściowo zasłonę nad istotą podstawowej wspólnoty, która nas wszystkich zrodziła…”.
Książkę tę teozofka napisała w niewiarygodnie szybkim czasie – każdy tom zajął jej zaledwie parę miesięcy – w dodatku po angielsku, który znała o wiele gorzej od rosyjskiego. Zawiera ona niezwykle bogaty, erudycyjny materiał: historię, filozofię, mity, poezję, a także wzory matematyczne, sugerujące – przed Einsteinem! – istnienie „ognistego dżina” uwięzionego w jądrze atomu. Współcześnie do napisania takiej pracy byłby potrzebny cały zespół naukowo-badawczy i redaktorski! Co ciekawe, proszona o objaśnienie a nawet zwykłe odczytanie tych wzorów, Bławatska nie potrafiła tego zrobić. Nic więc dziwnego, że treść i tempo powstania tych książek wzbudziły powszechne zdumienie i sensację. Siostra autorki, Wiera Żelichowska pisze: „Dziwi mnie najbardziej fenomen jej głębokiej, nieoczekiwanej wszechwiedzy, która spadła na nią dosłownie jak z nieba…”
Bławatska pisała do siostry: „Nie wierzysz mi, że mówię prawdę o swoich nauczycielach, uważasz ich za postacie zmyślone… Ale czyż nie rozumiesz, że bez ich pomocy nie mogłabym pisać o tak złożonych materiach? Cóż wiemy obie – ja i Ty – o metafizyce, o starożytnych religiach i filozofiach, o psychologii i różnych innych mądrościach? Przecież razem pobierałyśmy nauki i Ty zawsze byłaś ode mnie lepsza… A teraz spójrz, o czym piszę i uczeni ludzie, profesorowie, czytają i chwalą… Mówię Ci najszczerszą prawdę: ukazują się przede mną obrazy, starożytne manuskrypty, jakieś liczby, a ja tylko spisuję to wszystko i pisze mi się tak lekko, że to nie praca, lecz największa rozkosz…”[3].
Bławatska twierdziła, że teksty takie widzi jak w lustrzanym odbiciu: dla ich odczytania i zrozumienia sensu potrzebna była koncentracja i dobry trening. Stąd myliła się czasem, zapisując odwrotnie, na przykład liczbę „23” zamiast „32”. Ciekawe, że genialny malarz i rzeźbiarz Leonardo da Vinci, którego wynalazki wykraczały poza ówczesna wiedzę, także sporządzał swoje notatki jakby w lustrzanym odbiciu. Może więc nie był to wcale rodzaj szyfru, którym celowo zapisywał informacje z obawy przed niepowołanymi czytelnikami, ale po prostu… odbicie wirtualnych tekstów, pochodzących z tego samego źródła, z którego czerpała Bławatska?
I ten fenomen potrafi objaśnić Arthur E. Powell: „Uderzającym przykładem łatwego popełnienia błędu w warunkach świata astralnego jest odwrócenie liczby, którą widzący ma odczytać: powiedzmy 139 zamiast 931. Uczeń, ćwiczący pod okiem doświadczonego Mistrza, w zasadzie nie powinien popełnić tego błędu – chyba, że jest niedbały lub pracuje w dużym pośpiechu – ponieważ przechodzi przez długi i urozmaicony kurs poprawnego widzenia”[4].
Osobiście nie mam wątpliwości, że Helena Bławatska posiadła tajemną wiedzę i techniki jej odbierania. W latach siedemdziesiątych zeszłego wieku, jako nastolatka zaczęłam interesować się różnymi paranormalnymi fenomenami, które obserwowałam także u siebie. Niestety, nie wydawano wówczas książek na ten temat: w sezonie ogórkowym prasa od czasu do czasu bawiła czytelników „trójkątem bermudzkim” i „latającymi talerzami”. Byłam więc szczęśliwa, gdy w biblioteczce stryja-lekarza wygrzebałam przedwojenną broszurę Bławatskiej. Znalazłam w niej między innymi opis techniki… wychodzenia z własnego ciała w celu podróży astralnych! Oczywiście postanowiłam ją wypróbować.
Pewnego wieczoru, gdy byłam sama w pokoju, a rodzice oglądali telewizję w drugim, zgasiłam światło, usiadłam wygodnie w fotelu, położyłam ramiona na jego oparciach i zaczęłam się relaksować. Po jakimś czasie – zgodnie z instrukcją Bławatskiej – przeniosłam świadomość do moich rąk i zaczęłam wyobrażać sobie, że powoli, milimetr po milimetrze, zaczynają się unosić w górę. Początkowo nic się nie działo, jednak po kilku minutach moje ciało zaczęło dziwnie wibrować i nie było to wcale przyjemne uczucie! Odniosłam wrażenie, że moje ręce są oklejone ciężkim plastrem i ktoś ten plaster zaczyna powoli odrywać. Jednocześnie poczułam, że ręce – mimo, że spoczywały na oparciach fotela – unoszą się do góry. Zaczęłam wysuwać się ze swojego ciała fizycznego, jak dłoń z rękawiczki! Serce zaczęło mi łomotać w oszalałym tempie, ciało ogarnęły nieprzyjemne wibracje i wtedy… do pokoju weszła moja mama. Zapaliła światło i narobiła krzyku: według jej relacji byłam blada jak trup, z czołem mokrym od potu i cała się trzęsłam! Dostałam krople walerianowe i absolutny zakaz podobnych eksperymentów. Wy też nie eksperymentujcie w prowizorycznych warunkach: gdybym już znalazła się poza ciałem fizycznym a mama zaczęła by mnie cucić, mogłoby się to skończyć nawet zapaścią. Z czasem doświadczyłam fascynujących podróży poza ciałem, ale… to już zupełnie inna historia.
Opracowano na podstawie: Małgorzata Stępień, Dusza Książki, Bydgoszcz 2016
[1] Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, Warszawa 1996, t. 6, s. 362,
[2] A. E. Powell, Ciało astralne, Warszawa 1995, s. 163, 170-171.
[3] A. Sarachanowa, Fenomen Heleny Bławackiej, „Nieznany Świat”, 2/1992 r., str. 9-11.
[4] A. E. Powell, Ciało astralne, Warszawa 1995, s. 164.
Nie ma jeszcze komentarzy do tej treści.